25 lipca. To ostatnia data wpisu na moim lalkowym blogu.
Pajęczynami zarósł. Pewnie już nawet tutaj nie wchodzicie. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby żaden komentarz nie zawitał pod tym już prawie październikowym postem.... :(
Czas jednak tak szybko leci... Wakacje zleciały, początek roku szkolnego także.
Co się zmieniło?
Mama już po trzech chemioterapiach. Po każdej przez prawie półtora tygodnia bez życia. Jeszcze tylko jedna 7 października i 22 października pojedzie na radioterapię , na całe cztery tygodnie do Krakowa. Już wiemy, że nie będzie wypisów na weekend. Chore, ale musimy to przeżyć. Tak więc nie mialam zupełnie głowy do lalek, fotek.
Bardziej zajmowałam się robótkami, bo mogłam przebywać z mama w jej pokoju.
Młody już w trzeciej liceum. Na szczęście nie mam z nim kłopotów pomimo tego, ze już pełnoletni. Mąż w grudniu prawie dwa lata na emeryturze. Szuka pracy, bo sama emerytura na trzy dorosłe osoby, to klapa. Niestety pomimo tego, że zrobił licencję I stopnia na ochraniarza, ma zezwolenie na broń (ponad tysiąc zł na to wydał), to pracy żadnej. No może była by, ale za 2,50 zł za godzinę. Nie zarobił by nawet na dojazdy.
A ja? No cóż... Kondycję poprawiłam w wakacje. Po 30 kilometrów na rowerze w przerwach mamy chemii. Podcięłam włosy o ok. 20cm, ale i tak są daleko za ramionami ;)
Koty dalej szaleją, choć więcej śpią. Ale to ponoć na ostrą zimę...
Dosyć zanudzania...
Poniżej fotki nowego sweterka dla Tonnerki Esme.
Cholera darła się z półki, że zimno jej w halce.
Nie dziwię się, bo sami dogrzewamy...
Teraz jakaś spódnica by się przydała albo spodnie.
Sweterek robiony od góry.
To na dziś tyle wywodów.
Buziaki dla wszystkich, którzy doczytali post do końca.